Obejrzałam sobie niedawno „Ziemię obiecaną” w reż. Andrzeja Wajdy. W liceum czytałam książkę, film też już widziałam. Będąc jednak życiowo dojrzalsza i znając realia świata pracy – co prawda XXI a nie XIX wieku – dostrzegłam w tym świetnym filmie zupełnie inne rzeczy. Główny bohater – Karol Borowiecki – jest negatywną postacią. Bezwzględny, nieczuły, cyniczny.
Zastanowiło mnie jednak – dlaczego ta jego życiowa droga tak się potoczyła. Borowiecki ukończył studia chemiczne w Rydze. Nie muszę dodawać, że w XIX wieku 97 lub więcej % społeczeństwa o studiach mogła jedynie pomarzyć. A raczej marzyć nawet nie śmiała. W przypadku młodego Borowieckiego – ktoś jednak musiał go na te oddalone od domu studia wysłać i je sfinansować. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością był to ojciec – szlachcic, który dając synowi wykształcenie dowartościowywał także siebie. Trochę trudno dziwić się młodemu inżynierowi , do tego w czasie rozpędzonej rewolucji przemysłowej , że chciał wykorzystać zdobytą wiedzę i otwierające się przed nim możliwości – w tym finansowe. Borowiecki podjął zatem pracę jako dyrektor w fabryce, a potem chciał zbudować od zera własną fabrykę, ponieważ rozumiał, że jedynie własność mogła dać prawdziwe pieniądze. Tak, owszem, Borowiecki posunął się w swoich dążeniach do ekstremum i zasługuje to na jednoznacznie negatywną ocenę. Z drugiej strony jednak – na co miały zdać mu się politechniczne studia, skoro oczekiwaniem wobec niego był powrót do rodzinnego majątku i kontynuowanie rodzinnej szlacheckiej tradycji? Po co w takim razie w ogóle został wysłany na studia o takim profilu? Nie sądzę, aby w XIX wieku w szlacheckiej rodzinie decyzja o wyborze kierunku wykształcenia mogła nie zostać przedyskutowana z Ojcem. Trochę gdybam, ale tak właśnie myślę. Dostrzegam tu co najmniej sprzeczność – z jednej strony wybór dla syna technicznego, zorientowanego na przyszłość kierunku, a z drugiej pretensje o brak szacunku dla tradycyjnych wartości … No, to tyle tytułem teoretycznych rozważań na temat fikcyjnego bohatera.
Ta dziewczynka to ja. Tzn. taka niby – ja, bo zdjęcie jest z profesjonalnej bazy. Na pewno jednak w moim przypadku coś takiego miało miejsce – dość duże zafiksowanie na punkcie nauki, z naciskiem na matematykę. Zastanawiam się niekiedy, czy te piątki z matematyki w podstawówce to błogosławieństwo, czy może raczej przekleństwo. Zwłaszcza dla dziewczynki (?) Musisz się uczyć, bo dzięki temu coś osiągniesz. Czysto merytokratyczne założenia.
Niestety mam wrażenie, że nacisk na matematykę i inne przedmioty ścisłe uwarunkowany jest jednak tym, że specjaliści z tych dziedzin potrzebni są w przemyśle i w biznesie – czyli tam, gdzie są pieniądze. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Pieniądze, pieniądze, pieniądze. Zastanawia mnie zatem, czy jesteśmy merytokratycznie formowani, bo ktoś (he he dobre pytanie KTO?) naprawdę chce dla nas dobrze? czy dlatego, że odpowiednio wykwalifikowane kadry będą w przyszłości dla tego przemysłu i biznesu po prostu merytorycznie pracować? Chodzi o pieniądze. Ale czy na pewno o nasze?
Dlaczego nikt nas nie wspierał w odkrywaniu, kim naprawdę jesteśmy? Dlaczego ja w wieku 35 lat dochodzę do wniosku, że jestem zdecydowanie bardziej humanistyczna niż matematyczna? Jakim cudem znalazłam się w klasie mat- fiz? To stało się samo, nawet nie zauważyłam kiedy i jak. A potem? Potem tak się jakoś składa, że niewiele osób po mat- fizie wybiera polonistykę. Jest się już dostatecznie właściwie uformowanym 😉
Myślę, że wysoki poziom stresu i frustracji u tzw. młodych profesjonalistów wynika m.in. stąd, że wybór naszej zawodowej drogi, niekoniecznie był naszym wyborem. Że nie robimy tego, co jest spójne z całym naszym JA. Wcale nie mam na myśli rodziców, jako głównego powodu tych nietrafionych wyborów. Jest dużo innych „sił” pchających nas w określonym, słusznym, najlepszym dla nas kierunku. Podążając tą ścieżką, owszem, można stać się KIMŚ. Ale może ja chcę być po prostu sobą, a nie kimś (innym). Oczywiście, jeżeli ktoś czuje, że ta matematyka (lub coś innego – np. biologia i chemia dla przyszłych namaszczonych lekarzy lub historia dla przyszłych namaszczonych prawników) jest naprawdę taka jego lub jej – niech w to idzie. Na pewno jednak to, że na świadectwie mamy piątkę lub szóstkę z danego przedmiotu jeszcze nie przesądza o tym, że to nasza droga.
Tylko niech nikt nie ma do nas później pretensji, że wszyscy jacyś tacy wkurzeni. Że nie tak to wszystko miało być … Że ta dziewczynka z tego zdjęcia czuje się tak jakby … oszukana?
Oszukana, bo do czego my tak w zasadzie jesteśmy przez 17 lat (szkoła podstawowa + średnia + studia) przygotowywani i motywowani. I ambicjonalnie nakręcani. Do siedzenia przez 8-10 godzin przed komputerem przez pięć dni w tygodniu. Do wykonywania zaawansowanej merytorycznie i trudnej pracy. Do ponoszenia odpowiedzialności (w tym finansowej). Do zmagania się z trudnymi emocjonalnie sytuacjami. Do wytrwałego i godnego pełnienia tej swojej roli. Do … dźwigania tego wszystkiego. A lekko nie jest. Takie everyday struggle…
Co więcej – zdarza się, że pracujemy bezpośrednio lub pośrednio dla kogoś, kto po prostu w ten model nie dał się wkręcić. Zamiast merytorycznym pracownikiem wolał po prostu coś zrobić – podjął inicjatywę, założył lub przejął biznes, a robiąc to korzysta z naszej wiedzy i naszej pracy. Po prostu ją kupuje i czerpie z niej korzyści. Kto na tym lepiej wyszedł? Kto zjada najlepsze owoce i spija śmietankę? Takie piękne, dorodne, dojrzałe truskawki z bitą śmietaną i jeszcze gałką lodów waniliowych? Oj, chyba za często taki pyszny deser przeznaczony jest nie dla tych, którzy go przygotowali 😉
A dlaczego uważam, że ten merytokratyczny model jest zgubny zwłaszcza dla dziewczynek/dziewczyn/kobiet? Bo nauka a potem trudna, żmudna i merytorycznie zaawansowana praca kosztuje je mnóstwo cennej energii, która mogłaby zostać wykorzystana gdzie indziej. A ich koleżanki, które być może trochę gorzej się uczyły – one sobie poradzą, naprawdę znajdą swój sposób, żeby ułożyć sobie życie 😉 Tak już ten świat jest zbudowany i nie można nawet mieć o to do nikogo pretensji. Żałuję tylko, że zrozumiałam to tak późno.
Świetny artykuł. Sądzę, że wiele osób może odnaleźć się gdzieś w tekście – tak było w moim wypadku. Każdy z nas od dziecka wpada w mechanizmy, które tu opisujesz czy tego chce czy nie.
PolubieniePolubienie
dziękuję bardzo. Myślę, że wpis „się udał” bo jest autentyczny. Tak naprawdę do tego wszystko się sprowadza – żeby przestać udawać. Pozdrawiam ciepło.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Model w którym funkcjonuje nasz system edukacji został opracowany w epoce pruskiej. Przez ten cały czas przeszedł co najwyżej drobne modyfikacje lecz fundamentalne zasady pozostały bez zmian.
PolubieniePolubienie