Kobieta uważająca na dziewczynki na powyższej uproszczonej grafice bardziej wydaje się być ich opiekunką ew. guwernantką niż mamą. Mama pewnie w pracy. Tata oczywiście też. Gdzieś tu:
Tata wraca z pracy jeszcze później niż mama. Ktoś musi zarobić na ten dom, na dwa samochody, na zagraniczne wakacje, na opiekunkę i na prywatną szkołę dla dzieci. I jeszcze na karmę dla kota 😉
A tak w ogóle to najlepiej byłoby zrealizować ten schemat przed trzydziestką. No, do trzydziestego piątego roku życia to już najpóźniej. Tylko … dla kogo najlepiej? Dla Rodziców/ Teściów, aby osiągnięciami dorosłego syna czy dorosłej córki mogli podrasować swoje niezaspokojone ego? Dla Państwa? Bo ludzie tkwiący w tym schemacie muszą wybić sobie z głowy bzdurne pomysły, jak np. podróż jeepem do Mongolii, a zamiast tego uprawiać grzeczny rajd codziennie rano w korku w drodze do pracy? (I grzecznie płacić podatki, to oczywista sprawa) Bo ludzie w powyższym układzie chowają do kieszeni swoje marzenia z wczesnej młodości, a czasami także i honor, ponieważ pierwszą rzeczą, którą czują, jest odpowiedzialność za dzieci? Co równoznaczne jest z tym, że dobrze się zastanowią, zanim zrobią jakieś głupstwo, np. rzucą pracę, bo szef psychopata. Jednym słowem, wszyscy dookoła zadowoleni 🙂
Tylko, że drugą rzeczą, którą ci ludzie czują jest … ciężar tego, co na siebie wzięli. I czują jeszcze, że już nie mogą …
Dlaczego zdecydowana większość tak uparcie dąży do osiągnięcia powyższego schematu. Dlaczego jedną z pierwszych rzeczy, o której marzymy jest pełna stabilizacja? Zdobycie i posiadanie wszystkiego od razu, najlepiej w jak najkrótszym czasie. Nie odstrasza nawet wizja, że w tym naszym „marzeniu” będziemy tkwili przez kolejne 30-40 lat? Dzień w dzień? Nie znam się na tym, ale przypuszczam, że mamy zakodowane w genach takie dążenie do zabezpieczenia swojego bytu na przyszłość i do upewniania się, że wszystko już mamy. No i społeczno- ekonomiczny system też ma tu swoje „zasługi” – człowiek wepchnięty w opisany schemat nie jest zbyt niebezpieczny dla istniejącego ładu, bo jest po prostu zbyt zmęczony i nic mu się już nie chce ….
O ile uznać jednak, że w zasadzie wszystko – nasza rodzina, nasz organizm, nasz zakład pracy – jest mikrosystemem dążącym do równowagi, to w opisanym schemacie równowagi na pewno nie ma – bo ten trzydziestoparoletni mężczyzna lub ta trzydziestoparoletnia kobieta dają z siebie po prostu za dużo. Niestety relatywnie często dzieje się tak, że po osiągnięciu tej upragnionej stabilizacji coś się musi zawalić. I albo jest rozwód, albo z powodu przeciążenia ktoś nie dopilnuje czegoś w pracy, na skutej czego ją traci i poziom życia całej rodziny ulega obniżeniu. Nasz piękny obrazek nie miał, jak się okazało, wystarczająco silnych fundamentów. Jacy wszyscy teraz zdziwieni …
A nawet jeśli żaden spektakularny collapse nie następuje, to życie wygląda mniej więcej tak, jak to ujął pan Sztaudynger:
„Stabilizacja motylka to szpilka”
Naprawdę tego tak bardzo chcemy?
Jeden komentarz na temat “Stabilizacja”