czy przed stresem można uciec

Oczywiście można uciec przed stresem – w Bieszczady.  Darujemy sobie jednak dobre rady tego typu. Chyba bardziej chodzi o to, żebyśmy nie musieli każdego poranka zgadzać się z poniższym mottem:

quotes-933816_1920

Paraliżujące działanie stresu to ja znam. Łącznie z  monday bluesem, bezsennością  i  jeszcze innymi mało przyjemnymi objawami.  Ktoś nawet zwrócił mi uwagę, że prawie cały czas mam dłoń zaciśniętą w piąstkę – taka gotowość do walki, a przysięgam, że nie jestem urodzoną fighterką. Chwilami miałam wrażenie, że ten stres mnie trzyma  w garści, że całkowicie mnie posiadł. Stwierdziłam wtedy, że albo coś zrobię, albo znajdę się na równi pochyłej. W końcu stres to jednak subiektywne odczucie. Potencjalnych stresorów jest dużo, a jednak ludzie różnie sobie dają z nimi radę. Taka sama sytuacja będzie dla jednych nie do wytrzymania, a innych nawet specjalnie nie ruszy.

Jest takie fajne powiedzenie:  złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. To ja będę teraz tym Tatarzynem 😉  czyli po prostu się stresowi nie dam – nie pozwolę, żeby nade mną panował, ja nad nim zapanuję 🙂  Poczucie sprawczości odzyskałam po dojściu do baaaaaardzo mądrego wniosku (brawo, brawo, 5 punktów),  a mianowicie takiego, że lepiej jest prasować wieczorem niż rano. To drobiazg, głupstwo w porównaniu do zadań, którym musimy stawiać czoła przez resztę dnia. Ale kto nie zna tych nerwów – wyłączyłam żelazko, czy go nie wyłączyłam. No ok, teraz są już nowsze modele żelazek z zabezpieczeniem auto-off, czyli wyłączające się automatycznie, ale po pierwsze  ja akurat takiego nie mam, a po drugie – żelazko to tylko przykład świadomej eliminacji stresujących czynników.  Jeżeli nie musimy się stresować – to po co to sobie robimy?

stress-2902537_1920

 

Łatwo powiedzieć – nie stresuj się. A jeżeli główną przyczyną stresu jest praca? Przecież muszę pracować, żeby zapewnić utrzymanie swojej rodzinie…

Tak, musisz pracować, ALE …

co możesz zrobić to:

1.  przestać bać się utraty pracy

Zabrzmiało co najmniej dziwnie, ale już wyjaśniam. Tak naprawdę tym, co napędza ludzi do działania jest strach.  Czasy są takie, że prawie wszystko oparte jest na pieniądzu, a zatem strach dotyczy w dużej mierze tego, że obniży się jakość naszego życia i że nie damy rady wywiązać się z zaciągniętych zobowiązań – na czele oczywiście z kredytem hipotecznym.  Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się – dlaczego ludzie zaciągają zobowiązania do granic swoich możliwości.  Relatywnie wysokie zarobki wcale nie chronią przed takimi zachowaniami. Zasada jest prosta: więcej zarabiasz –  więcej wydajesz. Wydajesz, bo możesz. Wydajesz, bo chcesz coś mieć. Wydajesz, bo zarabiasz. Rewelacyjna zdolność adaptacyjna wydatków do przychodów 😉 Dlaczego wykształceni ludzie, otrzymujący na koniec miesiąca naprawdę konkretny przelew tak bardzo boją się, że pewnego razu ten przelew nie przyjdzie? Po pierwsze dlatego, że nie mają żadnych lub prawie żadnych oszczędności, ponieważ wszystko wydali. Po drugie dlatego, że nie mają wystarczającego poczucia własnej wartości.  I chyba tu jest piesek pogrzebany. Moja rada, żeby przestać obawiać się utraty pracy,  siłą rzeczy nie będzie skierowana do bardzo młodych ludzi, dopiero wchodzących na rynek pracy. Ileś czasu musi upłynąć, żeby zgromadzić te oszczędności stanowiące bufor w kryzysowych sytuacjach, a także żeby zbudować swoją pozycję. O ile jednak coś już  potrafię, mam pracodawcy lub klientom naprawdę coś do zaoferowania –  w pewnym momencie można stwierdzić, że to JA stanowię wartość. W takiej sytuacji to pracodawca/ klient powinien się cieszyć, że chcę u niego/ dla niego pracować. A jeżeli nie ten, to inny. Poczucie, że nie jestem od nikogo całkowicie zależna – bezcenne 🙂

2. nie łapać dziesięciu srok za ogon

Oprócz do zwykłej szkoły chodziłam także do szkoły muzycznej. Kto ukończył, ten wie, co to oznacza – ile godzin przeznaczonych na ćwiczenia. Żaden ze mnie Mozart, dlatego męczyłam się niestety w tej szkole, nauczyłam się jednak na pewno jednego – ciężkiej pracy. Po prostu od dzieciaka myślałam, że tak musi być – zasuwanie od rana do wieczora. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że nie trzeba robić wszystkiego, czego inni od nas oczekują, a raczej wymagają. Że można powiedzieć NIE. Taktownie, ale NIE. Bo zasługuję na czas tylko dla siebie. Bo chcę się skupić na rzeczach ważnych.  Bo wmawianie sobie, że wszystkiemu podołam jest ułudą. A nawet jeżeli podołam – nie obędzie się bez kosztu poniesionego przez mój organizm. To ogarnianie wszystkiego, łapanie dziesięciu srok za ogon dotyczy także celów wyznaczonych przez samego/ samą siebie. I tu również obowiązuje – nie muszę. Dlatego warto sobie czasem kolejne kursy, szkolenia czy kolejne studia … darować 🙂

3. nie ustawiać sobie  zbyt wysoko poprzeczki

Wypowiedź prof. Osiatyńskiego stała się bardzo popularna, dlatego chciałam poszukać czegoś innego z podobnym przekazem. Nie znalazłam jednak niczego lepszego. Pozostaje mi powtórzyć za prof. Osiatyńskim, co warto codziennie robić:

wstać rano, zrobić przedziałek i odpieprzyć się od siebie

I takiego nastawienia wszystkim życzę, zamiast good morning let the stress begin. 

 

 

 

5 myśli na temat “czy przed stresem można uciec”

  1. To bardzo mądre i całkowicie rozumiem twoją postawę. Ja natomiast lubię od siebie wymagać, bo jeśli tego nie robię, zmieniam się w totalnego lenia. 🙂 Niemniej, nie odczuwam znaczącego stresu w życiu. 🙂

    Polubienie

  2. 1. przestać bać się utraty pracy
    Nie ma się na to kompletnie wpływu. Zmiana szefa, zmiana szuszarkiw toalecie i na drugi dzień wypowiedzenie. I masz rację, że nie należy opierać swojej wartości na podstawie wykonywanej pracy czy zajmowanego stanowiska.

    2. nie łapać dziesięciu srok za ogon
    Czasem trzeba, ale tylko czasem. Czy może powinienem użyć „rzadko”? 😀

    3. nie ustawiać sobie zbyt wysoko poprzeczki
    No tego Polakom nie trzeba mówić ;] Wysoko poprzeczki stawiamy, ale bliźnim. Sami potrafimy wyświęcić się z najgorszego świństwa 😀

    Polubienie

Dodaj komentarz