Czego nie pozwoliłabym sobie wmówić, gdybym jeszcze raz była (bardzo) młoda

No tak już jest – od wczesnego dzieciństwa wciskane są nam różnego rodzaju przekonania, paradygmaty i wskazówki na życie. Nie byłoby w tym nic złego, bo przecież ucząc się od starszych – korzystamy z ich doświadczenia, ba! podany jest nam na tacy dorobek wielu, wielu pokoleń, które żyły przed nami. Szkoda byłoby taki potencjał zmarnować. Z tym się oczywiście zgadzam. Coraz częściej odnoszę jednak wrażenie, że te „najoptymalniejsze” porady nie mają na celu dobra jednostki, a jedynie dobro jakiegoś ogółu, mniejszej lub większej społeczności. A czasami także jakiejś grupy interesu. Nie bez znaczenia jest w tym wszystkim utrzymanie tzw. ładu społecznego. Powtórzę to któryś raz tutaj, choć nie jest to bardzo optymistyczne przesłanie: tak naprawdę mało kogo obchodzisz (z wyjątkiem kilku bliskich osób), dlatego tak ważne jest dbanie o samą/ samego siebie i bycie dla siebie dobrym 🙂 OK, to teraz na co ja dałam się nabrać:

Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz

Oczywiście nie deprecjonuję wartości nauki w ogóle, bo to dzięki nauce ludzie są w miejscu, w którym są. Lepiej też, jeżeli społeczeństwo jest dobrze wykształcone niż niegramotne. Niemniej jednak czasami ta stymulacja jest za duża. Bardzo często zdarza się, że naprawdę zdolne osoby zajmują się – owszem – rzeczami bardzo zaawansowanymi i skomplikowanymi, ale ich rola sprowadza się do bycia po prostu wysokiej klasy specjalistą, a to często równoznaczne jest z rolą … merytorycznego żuczka. Bywa to ciężka i męcząca praca, nie zawsze też chyba dostatecznie doceniana. W życiu okazuje się całkiem często, że ci, którzy niekoniecznie spędzili mnóstwo czasu nad książkami, lądują później bardziej komfortowo niż te „kujonki”. Napisałam już kiedyś post o tym:

czy jesteśmy ofiarami merytokracji

I jakoś tak coraz częściej dochodzę do konkluzji, że life is too cool for school 🙂

A w zasadzie jestem tego pewna. Bo to tak już jest, że młodzi ludzie, na barkach których spoczywa dużo obowiązków, tak naprawdę są wcześnie pacyfikowani.

Nie mogę iść pograć w piłkę, bo muszę się uczyć.

Nie mogę spotkać się z koleżankami i kolegami, bo muszę grać na pianinie.

Nie mogę iść na rower, bo mam egzamin.

Czyli obowiązki zawsze są przed przyjemnościami. I niestety tak to już zostaje później na długie lata 😦

Musisz jak najwcześniej zacząć odkładać konkretne kwoty na emeryturę

Typowy przykład zbiorowej manipulacji. Z tym „najwcześniej” to jeszcze nie ma aż takiego przekłamania, bo rzeczywiście na wysokość przyszłej emerytury przełożenie ma okres składkowy. Emerytura wypada korzystniej, jeżeli ten okres jest jak najdłuższy. Mimo to – wpędzanie wczesnych dwudziestolatków do systemu – to nic innego niż dbanie o stabilność wypłat z ZUS. Ubezpieczenia społeczne w Polsce to umowa solidarności społecznej – młodsi finansują starszych. Jasna sprawa – kiedyś trzeba zacząć odkładać te składki, ale to nie jest tak, że jeżeli w wieku 23 lat nie masz umowy o pracę, to jest to jakaś tragedia.

Natomiast jeżeli chodzi o wysokość składek i o to, że powinny być one od samego początku jak najwyższe, żeby zebrać tzw. kapitał – no to może kogoś zaskoczę. Oficjalna informacja ze strony ZUS:

Do ustalenia podstawy wymiaru emerytury lub renty przyjmujemy zarobki w okresie kolejnych 10 lat kalendarzowych wybranych przez Ciebie z ostatnich 20 lat kalendarzowych, które bezpośrednio poprzedzają rok, w którym złożyłeś wniosek o emeryturę lub rentę.

Ponieważ zazwyczaj zarobki rosną wraz z wiekiem – z racji awansów, podwyższenia kwalifikacji, dodatków stażowych itp. – na wymiar przyszłej emerytury największy wpływ ma 10 wybranych lat z dwudziestoletniego okresu zatrudnienia 🙂 A tak się składa, że pracujemy około 40. Równoznaczne jest to z tym, że dopiero w drugiej połówce zawodowego życia odkładamy na swoją emeryturę. A w pierwszej – na czyjąś :-)))))))))) w imię solidaryzmu społecznego 🙂

Ciemny blond to mysi kolor, musisz farbować włosy

Przecież ciemny blond to bardzo ładny kolor! Ośmielę się też twierdzić, że blisko połowa Polek – w tym ja – właśnie ma takie włosy. I co? Młode dziewczyny bardzo wcześnie (najczęściej w okolicach studniówki) informowane są, że … muszą COŚ z tym zrobić! Bycie „myszą” oznacza bycie szarą czyli to, że nikt nas nie zauważy. Na pofarbowaniu włosów można zyskać. Tak się jednak składa, że to nie te dziewczyny, którym odmawia się bycia po prostu sobą, na tym farbowaniu „mysich włosów” zyskują, ale producenci farb i fryzjerzy 😦 Oczywiście – jeżeli dziewczyna chce farbować włosy – nikt nie zabrania jej tego robić. Ale nazywanie kogoś myszą z powodu włosów ciemny blond, jest takie średnie, nawet mniej niż średnie.

Zamiast płacić komuś, lepiej płacić na swoje

Chodzi oczywiście o kredyt na mieszkanie. Tak, nabrałam się, chciałam mieć coś swojego. Tak się jakoś też składało, że nie miałam szczęścia do wynajmujących, ale zostawiam to na ten moment, nie będę opisywać w szczegółach. Obecnie dużo się na rynku wynajmu pozmieniało na lepsze. Ale rzeczywiście – zrezygnowałam z najmu i zaciągnęłam kredyt hipoteczny w CHF. W efekcie – również zapłaciłam komuś, z taką tylko różnicą, że był to bank, a nie właściciel mieszkania. Zapłaciłam jednak naprawdę baaaaardzo dużo, o wiele więcej niż wynosiłby czynsz najmu. Dlatego – może warto się czasem zastanowić, kto tak naprawdę stoi za szeroko rozpowszechnionymi przekonaniami, komu się one opłacają. Zamiast płacić komuś, lepiej płacić na swoje – to może być tylko przykład.

Kobieta tylko do trzydziestki ma szansę znaleźć męża

Rosja. Rosja to dziwny kraj i niestety okrutny. Widzimy to teraz, ale w zasadzie tak było zawsze. Okrytny kraj dla innych, ale także dla swoich. Jak można się domyślać – zwłaszcza dla kobiet. Dowiedziałam się tego podczas pobytu w Moskwie, że był tam klasztor, do którego „kierowane” były przez rodziny kobiety, które ukończyły trzydziesty rok życia, bo wtedy niemożliwe było już zamążpójście. Klasztor otrzymywał w tym momencie posag, który wniosłaby ta dziewczyna, gdyby wychodziła za mąż. Oczywiście klasztor był przez to bajecznie bogaty. Ten przykład jest dość skrajny i na szczęście nie żyjemy w Rosji we wcześniejszych wiekach, ale …. czy nie pokutuje takie społeczne przekonanie, że po trzydziestce szanse na stałego partnera życiowego drastycznie maleją? W rzeczywistości bzdura totalna, ale chyba właśnie dlatego tak wiele małżeństw jest nieszczęśliwych. Nie są zawierane z miłości, ale z rozsądku lub z powodu tykającego zegara. Smutne to.

Okazywanie emocji jest nieprofesjonalne

Są takie miejsca zatrudnienia, w których prawie każdy kiedyś się z powodu pracy poryczał. Powinnam może raczej napisać: prawie każda się poryczała. Dotyczy to bardziej dziewczyn, bo przecież chłopaki nie płaczą. Komentarz w takiej sytuacji brzmi zazwyczaj: łzy są nieprofesjonalne. No … może i są nieprofesjonalne, ale są ludzkie. I nie jest nienormalny ten, kto płacze, ale ten kto do tych łez doprowadza. Nie można takich sytuacji tłumaczyć profesjonalizmem ew. jego brakiem, nie dajcie sobie tego wcisnąć, proszę.

Dobranoc. Lena

Reklama

Określasz siebie i innych poprzez pracę? To przestań

Kim chcesz być, jak będziesz duża/duży?

Pamiętacie to pytanie z dzieciństwa? Udzielane odpowiedzi były bardzo ciekawe – z przewagą oczywiście astronautów i strażaków 😉 Chociaż ja akurat pragnęłam zostać ekspedientką i prowadziłam w domu świetnie funkcjonujący sklep, w którym za fałszywe pieniądze można było udawać, że się kupuje 😉 Zwróćcie jednak uwagę, że oczekiwaną odpowiedzią na stawiane dziecku pytanie był zawód, który chciałoby ono wykonywać w przyszłości. Tylko niby skąd to biedne dziecko ma coś takiego wiedzieć!!!? Co jednak na pewno z dzieciństwa się utrwaliło to to, że zawód jest ważny.

Zdążyliśmy dorosnąć, ale tak za dużo to się nie zmieniło. Bo gdy kogoś poznajemy, jednym z pierwszych pytań jest: czym się zajmujesz? To zasadzie to samo pytanie co  „kim jesteś”, tylko zadane może nie aż tak bezpośrednio. A i odpowiedź może być troszkę bardziej rozmyta 😉 To co robimy, określa nas. Potwierdza status lub jemu zaprzecza. Potwierdza przynależność do grupy lub z niej wyklucza. W pół sekundy rozstrzyga o tym, czy warto z nami rozmawiać, czy raczej szkoda czasu, bo ta znajomość na nic się nie przyda.

Trzeba być kimś albo jeszcze lepiej Kimś pisanym z dużej litery. Bo takim Kimś wszyscy się zachwycają. On jest wziętym adwokatem, och och och. Jest bardzo znanym lekarzem. Brawo brawo. Jest biznesmenem i ma dużo pieniędzy. O jeju jeju jeju.  Czasami wykonywana profesja wystarczy do głoszenia peanów na czyjś temat. I nikt już nie wchodzi w takie szczegóły, czy ta osoba jest przy okazji … dobrym człowiekiem.

Żeby mnie ktoś przypadkiem opacznie nie zrozumiał – ten tekst nie ma być manifestem lenistwa i głupoty. Że najlepiej jest nic nie robić i w ogóle się nie starać.  Jeżeli ktoś ma zdolności, predyspozycje i chęci – niech sobie będzie bardzo dobrym prawnikiem, lekarzem, biznesmenem, architektem, artystą  itd. itp. Ale nie powinno być tak, że tylko i wyłącznie to się liczy.

A kim będę, jak nie będę kimś? 😉 Będę nikim? Myślę że to jedna z większych bzdur funkcjonujących w zbiorowej  świadomości. Każdy jest kimś. Już w chwili narodzin  jesteśmy kimś.  Sobą.  Kilka dni później mamy już oficjalnie nadane imię, nazwisko, ba! nawet PESEL. Obywatelstwo jeszcze mamy na starcie. To wszystko nic?

Niestety na siłę wkładane nam jest przekonanie, że kimś to dopiero mamy szansę zostać. Z akcentem na szansę. Bo jak jej nie wykorzystamy, jak nie będziemy się starać, to będziemy właśnie nikim. Nikt nas nie będzie szanował. Nikt nie będzie chciał z nami rozmawiać. Albo będziemy się zadawać i rozmawiać z samymi takimi „nikimi” …

Zwróćcie uwagę, że w zasadzie wszystkie dzieci są fajne. One naprawdę potrafią zaskoczyć, że są takie mądre jak na swój wiek, takie kreatywne, takie rozgarnięte. Wszyscy się nimi zachwycają takimi, jakie po prostu są. Potem  idą do szkoły i coś się z nimi dzieje. Bardzo często zamykają się w sobie, bo wiedzą a raczej czują, że oczekuje się teraz od nich przede wszystkim dobrych ocen. A to, co gdzieś im głęboko w duszy gra, ma stopniowo coraz mniejsze i mniejsze znaczenie. Nawet jeżeli  obecnie nie nosi się już w szkole mundurków, to nakłada się uczniom mundurek mentalny. Każdy mundur ma za zadanie ujednolicać. Już nie jest się sobą, tylko pełni się określoną funkcję. Mundur to inaczej uniform. Patrząc na etymologię tego słowa wszystko staje się jasne: uni- form. Jedna forma. Do tego taka, jaka jest pożądana. No i wyrastają potem tacy sfrustrowani młodzi dorośli, będący idealnym produktem spełniającym systemowe oczekiwania. A kim tak naprawdę jest ten młody człowiek i co on chciałby w życiu robić? Co to kogo obchodzi.

Teraz będzie dygresja. Akurat o Żydach.  Tylko, żeby nie było – mój stosunek do Żydów jest całkowicie i absolutnie neutralny. Na pewno nie można odmówić im pracowitości.  Jacek Kaczmarski w piosence „Opowieść pewnego emigranta” śpiewał coś takiego: „Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd. A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt. (…) bankierom i skrzypkom nie mówią – ty żydku.” Te słowa dobrze obrazują ogromną determinację, dlaczego oni tak bardzo się starali coś osiągnąć. I dlaczego w przedwojennej Warszawie zdecydowana większość prawników i lekarzy to byli Żydzi. Bardzo chcieli dzięki wykształceniu się wywindować, osiągnąć inny status, przestać być nikim. Te starania i przykładanie dużej wagi do nauki pokazuje też nasza wspaniała noblistka Olga Tokarczuk w „Księgach Jakubowych” (właśnie czytam :-))

Czyli wyłazi na wierzch problem niskiego poczucia własnej wartości. Czy w naszym społeczeństwie jest inaczej? Chyba nie za bardzo. Jeżeli ktoś  nie czuje się niedowartościowany, to nie będzie wywierał presji, żeby zdobywać jakieś Mount Everesty. Ani na siebie, ani na swoje dzieci. A wszędzie widać, że presja jest ogromna.

To, jaki zawód ktoś wykonuje, nie jest najważniejsze. Miarą człowieka powinien być jednak stosunek do innych ludzi. Jak ktoś traktuje innych, jak się do nich odnosi. Zaryzykuję też stwierdzenie, że określanie się przez pryzmat pracy jest bez sensu. Przecież w pracy i po pracy – to jestem ta sama JA. Nie ma dwóch różnych kobiet. I nawet takie spojrzenie – ta sama osoba pełniąca dwie różne role – zawodowo i prywatnie – też nie jest zbyt fortunne. Najlepiej byłoby, żeby to wszystko było połączone i  spójne, przy czym na pierwszym miejscu powinien być człowiek, a nie jego PRACA. Może dlatego ten osławiony work life balance jest coraz częściej wypierany przez work life integration, chyba zaczynam rozumieć 😉  Widać też, że w ludziach coś pęka. Dziwnym trafem bardzo często ma to miejsce w przedziale wiekowym 35-40 😉 Oczywiście z jakimś tam marginesem. Może rzeczywiście jest to ostatni  moment, kiedy można jeszcze coś zmienić. Aby w końcu zająć się czymś, co przynosi może nawet mniej pieniędzy (chociaż wcale nie zawsze musi tak być), daje za to radość i prawdziwe spełnienie.  Później może być już trudniej i trudniej, aż w końcu snucie planów na prawdziwą zmianę stanie się bezprzedmiotowe.

No i trzeba pamiętać słowa Oscara Wilde’a: Bądź sobą. Wszyscy inni są już zajęci.

Wciskanie  się na siłę w jakieś wyznaczone rynkowo i społecznie role, trzymanie fasonu za wszelką cenę, kupowanie kolejnych atrybutów podkreślających przynależność do jakiejś grupy  – wcześniej czy później odbije się czkawką, jeżeli to wszystko tak naprawdę nie jest takie MOJE.