Życie to tak naprawdę lawirowanie pomiędzy dostępnymi opcjami. Jest bardzo dużo jest tematów, co do których stanowiska są spolaryzowane – ktoś jest albo na tak, albo na nie. Tych najtrudniejszych zagadnień nie chciałabym tutaj dotykać. Nie ten blog, nie to miejsce na dyskusje np. o aborcji, o eutanazji itd., itp. I nie ta autorka, bo kim ja jestem, żeby wypowiadać się o tak poważnych sprawach. Nie czuję, żebym miała legitymację do tego.
Ale weźmy sobie na przykład stosunek do pieniędzy. Z jednej strony wszyscy słyszeliśmy, że pieniądze ponoć szczęścia nie dają, no ale z drugiej – widzimy przecież, co tak naprawdę rządzi światem. Tą drugą wartością skrajną mogłoby być: Greed is good – Żądza jest dobra, chciwość jest dobra (Świetny Michael Douglas w filmie Wall Street). Nie znajduję się ani na jednym krańcu, ani na drugim. Ale skąd mam wiedzieć, w którym punkcie pomiędzy tymi wartościami się ustawić?
Problem polega na tym, że z najróżniejszych źródeł otrzymujemy sprzeczne komunikaty mówiące nam, jak mamy żyć. Sprzeczne albo takie dwubiegunowe – jednoznacznie określone po jednej stronie i zupełnie do niej przeciwległej.
Wracając do pieniędzy, to zauważyłam, że nawet w Biblii występuje sprzeczność co do nich.
No bo przecież: „Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego”.
Ale jeżeli ktoś przeczyta sobie Przypowieść o talentach (Mt 25, 14-30), to dowie się z niej, że sługa, który nie rozmnożył powierzonej mu części majątku – został nazwany sługą złym i gnuśnym. Przypowieść jest raczej pochwałą dość kapitalistycznej postawy. No i bądź tu mądra.
Takich sprzecznych instrukcji jest o wiele więcej. Niech to będzie np. planowanie i wpływ na własne życie. No banał do kwadratu – każdy jest kowalem swojego losu – może bardziej chciałam w to wierzyć, niż wierzyłam naprawdę.
Jeżeli pójdzie się na jakieś szkolenie, to wszędzie Ci powiedzą, że trzeba mieć plan. Na rozmowach kwalifikacyjnych pytają, gdzie widzimy siebie za pięć lat. A co to za durne pytanie w ogóle! Za pięć lat to ja mogę pić drinka na plaży w Honolulu, ale mogę też już wąchać kwiatki od spodu. I ta osoba, która zadała to pytanie, może dokładnie tak samo.
No i jeszcze ten kultowy cytat na szkoleniach: Jeśli nie wiesz do jakiego portu płyniesz, żaden wiatr nie będzie właściwy”
Ale z drugiej strony słyszymy: Navigare necesse est. Żeglowanie jest koniecznością. I nie chodzi tu o żeglowanie według ściśle określonego kursu, do dokładnie obranego portu, lecz raczej o takie go with the waves – czyli o poddanie się nurtowi i wiatrom, o pozwolenie poprowadzić się tam, gdzie ten nurt i wiatry zaniosą. Tylko tak można odkryć coś nowego. Coś, co będzie o wiele piękniejsze i bardziej wartościowe niż ten wyznaczony port, do którego planowaliśmy dotrzeć. Że ryzyko? Tak, ryzyko zawsze jest wpisane w to, co jest nowe i nieznane. Że może się nie udać? Może.
Którą strategię wybrać? Czy w ogóle jest sens planować? Na szkoleniach powiedzą, że tak. Ale przecież znamy też to: chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach.
Ja akurat (na etapie, którym jestem) zgadzam się z Johnem Lennonem, który powiedział: Życie jest tym, co się wydarza, kiedy Ty jesteś zajęty robieniem innych planów.
I to się tylko tak nam wydaje – każdy sobie rzepkę skrobie, każdy orze jak może. Jak dobrze się postara, to będzie miał to pole dobrze zaorane. A na koniec okazuje się, że to wcale nie my ten pług prowadziliśmy. Taki psikus 😉
A zatem najlepszym planem jest brak planu? No tak całkiem też się chyba nie da. Mogę zaplanować np. obiad na niedzielę 😉 Żart 😉 Każdy trochę planuje. Ale ani bardzo szczegółowa rozpiska na życie, ani całkowity brak jakiegokolwiek planu nie są dobre.
Kolejnym przykładem takiej sprzeczności, która jest nam serwowana, niech będzie to wyświechtane: dla chcącego nic trudnego, yes, you can, a w bardziej wyrafinowanej wersji: Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało Ci się to osiągnąć – Paulo Coelho
Ile osób się na to nabrało! Nie twierdzę, że nie warto mieć marzeń. Ale najgorsze jest to, że gdy się nie uda – te same osoby, które zachęcały do zrobienia tego odważnego kroku potrafią powiedzieć: nie trzeba było porywać się z motyką na słońce. Albo jeszcze dobitniej: kim Ty jesteś, że myślałaś/ myślałeś, że Ci się to uda.
I w tym kontekście bardzo właściwa jest Mickiewiczowska rada: mierz siły na zamiary. Jeżeli sił jest za mało – czasem lepiej jest jednak odpuścić. Po co w ogóle jest mówić, że nie ma rzeczy niemożliwych. Oczywiście, że są.
Bardzo nie lubię sytuacji, kiedy trzeba się zero – jedynkowo określać. Bo życie ma całe spektrum odcieni szarości, wcale nie jest czarno – białe. Wolę mieć suwak i ustawić go gdzieś pomiędzy jednym biegunem, a drugim. Tylko jakieś współrzędne jeszcze by się przydały 😉 Ktoś może wyliczył?
…
Gdzie jest właściwe, prawdziwe rozwiązanie? Istnieje ono w ogóle? Gdzie jest prawda? Co to jest ta prawda? Kiedyś ktoś chciał mieć monopol na prawdę wydając gazetę o takim tytule. Ale bardziej ją ukradł niż miał. A może nie ma jednej prawdy. Moja prawda, Twoja prawda. Prawda leży pośrodku? Może to wcale nie jest takie głupie.