Czym dla Ciebie jest sukces

personal-3410782_1920

Kilka lat temu oglądałam wywiad z Martinem Scorsese. Na pytanie:  co jest Twoim największym osiągnięciem, odpowiedział: surviving- przetrwanie Wywiad był przeprowadzany akurat krótko po zrobieniu przez Scorsese świetnego dokumentu filmowego Surviving Progress  (w polskiej wersji Pułapki rozwoju), stawiającego pytania, dokąd my wszyscy w zasadzie zmierzamy. Zwiastun dokumentu można zobaczyć tu:

 

Odpowiedź  Scorsese oczywiście automatycznie kojarzy się z tytułem tego dokumentu, ale akurat rozmowa poszła raczej w takim kierunku, że już samo przetrwanie jest sukcesem …  No i tak sobie wtedy pomyślałam, że chyba ma rację.

Ale gdyby zapytać kogoś na ulicy, czy samo przetrwanie tj. np. dożycie późnej starości w spokoju i w miarę dobrym zdrowiu jest synonimem sukcesu, to nie spodziewałabym się raczej zbyt wielu twierdzących odpowiedzi.

Bo sukces musi być przecież  z efektem wow,  inaczej to nie sukces. Sukces musi być taki, żeby mamusia była dumna. I żeby znajomi zazdrościli. Oczywiście – ilu ludzi, tyle może być definicji sukcesu, różne są punkty odniesienia i różne  priorytety. Taką sztampą jednak, w którą zdają się wierzyć przedstawiciele klasy średniej lub aspirujący do niej,  jest chyba coś takiego: dom z ogrodem lub luksusowo urządzone mieszkanie, przystojny mąż/ atrakcyjna żona,  udane dzieci + prywatne szkoły dla nich, dwa fajne auta, do tego odjechane wakacje i  kilka gadżetów pozwalających poczuć się lepiej. Że te materialne  składniki z tych wymienionych są na kredyt, a także to, że zdobycie tego wszystkiego okupione jest często ogromnym wysiłkiem i  zjadającym nas stresem –   to takie małe nieistotne szczegóły. Najważniejsze, że mogliśmy to wszystko kupić, no i mamy.  Yes, yes, yes – można obtrąbić sukces wszem i wobec.

Tylko dlaczego, gdy już wszystko mamy,  bardzo często coś musi się porządnie zrypać. I np. jest rozwód albo naprawdę poważne problemy finansowe z powodu przeinwestowania czy też omsknięcia się w szacowaniu swoich sił na zamiary. Myślę, że często dlatego, że byliśmy przestymulowani, że musimy to i to i to.  Ten wysiłek włożony, aby doskoczyć do wysoko ustawionej poprzeczki był za duży.  Zupełnie jak byśmy zapomnieli zasadę, że wyżej d..y  nie podskoczysz. No może czasem komuś się uda podskoczyć trochę wyżej, ale to nie jest tak, że nie ma za to ceny.  I tak dla równowagi musi w końcu coś się załamać. Jak się okazuje, ten sukces nie miał wystarczająco solidnych fundamentów. Domek z kart się rozlatuje. Bach, i lezy.

A nawet jeżeli żaden spektakularny krach nie następuje, to z kolei często realizuje się scenariusz (zwłaszcza gdy trzeba spłacać kredyty):

„Powoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki, ten kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, ten kto nigdy nie zmienia koloru swojego ubioru. (…) Powoli umiera ten, kto nie opuszcza swojego przylądka gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub pracy, ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, ten kto chociaż raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności” – Pablo Neruda. Poezje wybrane.

Coś podobnego, za to bardziej lapidarnie dobrze oddał też  Jan Sztaudynger: Stabilizacja motylka to szpilka.

W zasadzie nie wiem, który z tych scenariuszy – porządne tąpnięcie czy powolne umieranie- jest lepszy, a raczej gorszy.

Bo sukces w takim  powszechnym rozumieniu oznacza chyba właśnie tę stabilizację, zdobycie wszystkiego najlepiej w jak najkrótszym czasie. Sukces ma jednak materialne atrybuty.

Gdy już wszystko mamy, możemy zostać motylkiem. Nawet pięknym, nawet barwnym … ale na szpilce. I nie chodzi tu o buty.

A ja chciałabym jeszcze trochę polatać. I przetrwać bez zaliczenia spektakularnej porażki. I to mi wystarczy. To będzie mój sukces.

 

 

13 myśli na temat “Czym dla Ciebie jest sukces”

    1. 😉 😉 😉 Buty szpilki lubimy, bo nic innego tak nie podkreśla nóg jak one właśnie. A gierki słowne Sztaudyngera są jednymi z lepszych! Dużo miał trafnych, fajnie rymował. To taka umiejętność, z którą trzeba się chyba urodzić. Ja jej nie mam i pozostaje mi podziwiać. Pozdrawiam 🙂

      Polubienie

    1. W piątek wieczorem zamykałem wszelkie sprawy bieżące. Wysłałem ostatnie raporty. Odpowiedziałem na zaległe maile. Nagle zadzwoniła koleżanka z firmy, w której zwykłem pracować. Zepsuł się jej samochód, a następnego dnia miała spotkanie na uczelni. Zapytała, czy odbiorę ją z ronda i podrzucę na uczelnię. Odpowiedziałem, że to żaden problem.

      Nastawiłem budzik na rano. Wziąłem prysznic. Zjadłem śniadanie. Na chwilę zaległem na kanapie. Grzebałem w telefonie. Zbliżała się pora wyjazdu, więc należało się spionizować. Narzuciłem na siebie płaszcz. Zamknąłem drzwi. Zjechałem windą do garażu. Zrobiło mi się dość zimno. Odpaliłem samochód. Brama garażowa coś opornie działała. Po drodze odwiedziłem “McDrive” w celu zakupienia dwóch kaw. Jedna cappucino, druga latte. Rzuciłem okiem na wskazania termometru w samochodzie. Pokazywał jakieś dziesięć stopni na minusie. Powiało przez okno. Odebrałem zamówienie. Za parę minut dotarłem na miejsce spotkania.

      Przyjechał autobus podmiejski. Ela maszeruje w moim kierunku. Ocieplana czapka. Czerwona kurtka kończąca się w połowie spódniczki. Spódniczka trochę przed kolano. Czarne rajstopy. Jakieś botki. Niebawem zbliża się ocena kwartalna więc trzeba wyrobić korpo punkty. Praca zaliczeniowa na studiach podyplomowych musiała doczekać się finału.

      Przebijamy się przez puste miasto. Przy takiej pogodzie nieliczni śmiałkowie wyprowadzają swoje pupile. Kilku żołnierzy hardcoru uprawia jogging. Powinienem zamówić nowe rękawiczki do biegania z jednego sklepu wojskowego. Wersja taktyczna czegokolwiek jest o wiele lepsza niż marketowa chińszczyzna. Rozmyślam o stroju do biegania. W takich warunkach to dwie bluzy oraz sportowe spodnie to może być za mało. Mamy czerwone. Łyk kawy. Wzrok kieruję w jej stronę. Dzianina przylegająca do nóg ma idealnie czarny kolor. Ciekawe czy w takim czymś może być ciepło przy takiej pogodzie. Trochę głupio pytać o takie sprawy.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Potwierdzam – w rajstopach przy temperaturze minus 10 jest zimno. Ale widocznie koleżance zależało, żeby ładnie wyglądać 🙂 Teraz dodatkowo z powodu maseczek nie można pokazywać buzi, pozostaje eksponować nogi :-)))))))

        Polubione przez 1 osoba

      2. Będąc na studiach zmieniałem lokum. Na ogół budżetu starczało na jakiś pokój w bloku z wielkiej płyty. Któregoś razu skromną powierzchnię przyszło mi dzielić z pewną pielęgniarką. Pani w średnim wieku postanowiła odmienić swoje życie. Ukończyła studia, odbyła praktyki i kilka lat działała w zawodzie. Pracowała w systemie zmianowym. Dyżur trwał dwanaście godzin. Dla mnie to była to pewna zaleta, bo lokal miałem do swojej dyspozycji. Mogłem włączyć muzykę, oglądać telewizję czy zalegać na kanapie.

        Pani miła dość swego dotychczasowego pracodawcy i postanowiła poszukać lepszych ofert. Przejęto ją do szpitala klinicznego. Tyle, że tam mieli dla niej część etatu. Postanowiła więc zapukać do różnych gabinetów, poradni, przychodni. Pewna korporacja, która tworzyła sieć placówek zaproponowała jej współpracę bez zbędnych formalności. Kobieta goniła więc z jednej pracy do drugiej pracy. Tyle, że korporacja wprowadziła “dress code”, a dla niej była to rzecz nie do pojęcia. W szpitalu mundurek miał być po prostu czysty, a ci prywaciarze mieli szereg wymagań.

        Obowiązującym strojem stała się sukienka bądź garsonka medyczna. Co chwilę odwiedzała okoliczne sklepy medyczne w poszukiwaniu idealnego kroju. Kupowała kilka egzemplarzy, w zaciszu mieszkania dokonywała wyboru, część oddawała, niektóre wędrowały do krawcowej.

        Najbardziej problematyczną kwestią były rajstopy. Wymagano noszenia ich przez cały rok. Dopuszczalne były cieliste, a te uchodziły za niezbyt wytrzymałe. Podobno te nabłyszczane miały szansę wytrzymać trochę więcej.

        Polubienie

      3. 8 DEN – takie jest oznaczenie najcieńszych, są prawie niewidoczne na nogach i da się w nich wytrzymać latem. Tylko, że drą się bardzo łatwo, najczęściej są na jeden raz, bo prawie zawsze o coś się zahaczą. Dlatego odkąd rzuciłam korpo, to w upał używam już wyłącznie rajstop w sprayu! 🙂 To jeden z tych wynalazków, który bardzo przypadł mi do gustu. Wszystkim piszącym dress codowe instrukcje, szczerze radziłabym włączenie rajstop w sprayu na listę rzeczy dopuszczalnych 🙂 A tak szczerze to się zastanawiam – czemu tak naprawdę ma służyć nakaz noszeniu rajstop w upał. Czy kobieta, która je nosi staje się od tego lepszym pracownikiem? Powątpiewam w to.

        Polubione przez 1 osoba

      4. Przeglądam dokumenty korporacyjne sprzed lat. Do umowy dołączono szereg załączników, a w tym jest kilka stron o wymaganiach odnośnie ubioru. Zapisy odnośnie mody męskiej są dość ogólne. Specyfikuje się, że ma być koszula, krawat, marynarka, spodnie, buty. Dopuszczalne są określone kolory. Określa się, kiedy strój jest bezwzględnie wymagany, a kiedy można pozwolić sobie na więcej swobody. Zapisy są bardzo ogólne i pozostawiają szerokie pole do interpretacji.

        Pewien kolega testował grunt i pojawił się w krawacie samoobrony. Powiedział, że to wyraz patriotyzmu. Dyskusja z przedstawicielami departamentu obrony firmy przed pracownikami grawitowała w nie tą stronę co trzeba. Ostatecznie wydano zalecenie, że organizacja jest międzynarodowa i to nie mieści się w jej wartościach.

        Przez firmę przetoczyła się też rewolucja w zakresie spodni garniturowych. Te są przeważnie szyte z myślą o starszych panach i jakie by nie były to jakoś nie pasują do ludzi, którzy dbają o sylwetkę. Zezwolono więc na noszenie spodni spełniających normy opublikowane w załączniku.

        Panie nie miały aż tak dobrze, bo modzie damskiej poświęcono więcej paragrafów. Któregoś dnia musiałem udać się do działu finansów i młoda księgowa właśnie przechodziła musztrę. Szefowa działu uznała, że bez rajstop nie przystoi, bo to nie elegancko. Ponadto baleriny to noszą dziewczynki, a szanujące się ekspertki to muszą przyzwyczajać się do obcasów.

        Polubione przez 1 osoba

      5. 1. Brawo dla kolegi za dystans do wartości korporacyjnych! Patriotycznych zresztą też 😉
        2. Myślę, że kiedy starsza – wiekiem lub stażem – kobieta ruga młodszą – to jest to takie takie zjawisko fali. Sama kiedyś pewnie też była rugana. No i teraz ona może. Przykre to jest bardzo, że tak to właśnie działa. Są jeszcze kobiety, które mają 40 lat i syndrom „wzorowej uczennicy”. Ściśle przestrzegają wszelkich wytycznych, bo zawsze były za to chwalone. W korporacji świetnie się takie sprawdzają. Tylko, że … trochę mi ich żal 😦
        3. Mam ogromną nadzieję, że pandemia zmieni nareszcie coś w kwestii dress code’u, który moim zdaniem jest całkowicie bez sensu. Co innego, jeżeli ktoś ma umówione spotkanie z ważnym klientem, a co innego jeżeli przez cały dzień siedzi przy biurku i nikt spoza organizacji go nie widzi. Dress code to taka nowa uniformizacja. Wszyscy mają wyglądać mniej więcej tak samo. Trochę jak w wojsku. Zdecydowanie nie popieram. „Dzięki” koronawirusowi dużo osób zrzuciło te sztywne marynarki, ba! dziewczyny nie noszą w domu stanika! Oj, to straszne!!! I co? I większość poczuła się o wiele lepiej. Wirus zmieni wiele aspektów naszego życia. Miejmy nadzieję, że również dress code będzie się w tym zawierał 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      6. Lata temu miałem okazję uczestniczyć w budowaniu nowego business unitu w pewnej firmie IT. Współdzieliliśmy budynek z laboratorium farmaceutycznym. Mieliśmy wspólną kuchnię, salki konferencyjne. Niekiedy ktoś od nich przychodził z prośbą o pomoc, bo komputer odmówił współpracy.

        Jedna ze wspólniczek laboratoriom miała ponad cztery dekady, a poza tym to żona z długim stażem, mama dorosłych chłopaków, ex-korporantka. Wydawałoby się, że to silna osobowość o zdolnościach przywódczych. Nic bardziej mylnego. Swoje wybory konsultowała z rodzicami, którzy mieli dość spore przełożenie na jej życie. Wspólniczka mówiła jej co ma robić. Życie pod linijkę.

        Polubienie

      7. A czasami myślę, że takie osoby mają łatwiej. Oddają myślenie komuś innemu. Jeżeli potem pojawiają się jakieś pretensje – to nie do nich 🙂 brak własnych decyzji to też cedowanie odpowiedzialności na te osoby, które te decyzje podjęły. Ja akurat jestem na coś takiego zbyt knąbrna, ale może komuś innemu tak pasuje 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      8. Będąc w korporacji bardzo częso doświadczałem braku decyzji. Nikt nie odważył się powiedzieć jaką ścieżką podąży taka czy inna sprawa. Wszystko lądowało na biurku jednego z przełożonych, a niekiedy musiało poczekać na spotkanie zarządu. Będąc w spółce kapitałowej spotkałem się z odmienną postawą. Pan wszechwiedzący angażowal się w każdą sprawę. Chociaż nie miał o tym pojęcia to musiał zająć stanowisko. Te dwie postawy są jak rak który toczy każdą organizację. Ta pierwsza od dołu, ta druga od góry.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz