Można starać się o uzyskanie certyfikatu zielonego biura. Oczywiście nie chodzi tu o zielony kolor ścian ani nawet o bardzo dużą ilość roślin w pomieszczeniach, ale o zbiór zasad, według których prowadzone jest biuro – tak, aby jego wpływ na środowisko był jak najmniejszy. A przy okazji – abyśmy czuli się w naszym miejscu pracy jak najlepiej i mogli dzięki temu przekształcić naszą energię w prawdziwie satysfakcjonujące efekty.
Stwierdziłam, że w przypadku mojej mikro firmy formalna certyfikacja – związana z wdrażaniem procedur, tworzeniem dokumentacji, poddawaniem się zewnętrznym audytom itd. – byłaby jednak przerostem formy nad treścią. Dlatego postanowiłam „certyfikować” się sama 🙂 Tzn. staram się przestrzegać zasad, które sobie wytyczyłam przede wszystkim po to, aby zyskać fajną świadomość, że moja działalność nie szkodzi środowisku aż tak bardzo. Efektem ubocznym jest to, że ja też czuję się fizycznie dobrze. Praca, którą wykonuję, jest typową pracą biurową. Dlatego mam nadzieję, że poniższe wskazówki okażą się dość uniwersalne i będzie można z nich skorzystać. A te moje zasady to:
1. Świadomy wybór biura/ miejsca pracy i jego lokalizacji
Biuro, w którym pracuję, wybierałam ok. 2 lata temu. Przy jego wyborze zwracałam uwagę na:
– duże otwierane okna. To było dla mnie bardzo, bardzo ważne. Po pierwsze duże okna zapewniają dopływ dziennego światła. Dzięki temu funkcjonujemy o wiele lepiej niż przy sztucznym jarzeniowym świetle (które przynajmniej u mnie powoduje duże rozdrażnienie), a także zmniejszamy zużycie prądu. Po drugie – otwierane okna umożliwiają wietrzenie, zrobienie przeciągu i nieużywanie klimatyzacji (i znowu oszczędność prądu 🙂 ). Pisałam już o tym, że z powodu chorych zatok, nie mogę korzystać z klimatyzacji, te wszystkie piękne, szklane, hermetyczne biurowce po prostu są nie dla mnie. Zdarza mi się uczestniczyć w spotkaniu w takim biurowcu i od razu źle się tam czuję. Klasyczny sick building syndrom. Oczywiście jest to kwestia indywidualna, ale jeżeli ktoś (zwłaszcza jeżeli jest alergikiem lub „zatokowcem”) ma do wyboru pracę w budynku z otwieranymi oknami lub w metalowo- szklanym biurowcu z zamkniętym obiegiem powietrza – zdecydowanie polecam tę pierwszą opcję. Lepsze samopoczucie i korzyść dla środowiska.
Mam to szczęście, że jako freelancerka sama dokonywałam wyboru miejsca, gdzie pracuję. W przeszłości pracowałam jednak w różnych biurach i w różnych warunkach. Dlatego wiem, jak ważny w umysłowej pracy jest fizyczny komfort. Albo może od drugiej strony – fizyczny dyskomfort może naprawdę wszystko popsuć. Dlatego – także z punktu widzenia pracownika – przy wyborze miejsca pracy warto – oprócz wysokości wynagrodzenia oraz zakresu obowiązków – wziąć pod uwagę to, czy będziemy się w danym miejscu po prostu dobrze czuli. Przydaje się tutaj wyczulenie na sygnały, które wysyła nam nasz organizm (chcąc nas chronić lub przed czymś ostrzec!). Jeżeli coś jest nie w porządku, coś nam nie pasuje, mimo, że nie potrafimy tego dokładnie nazwać – zalecam „w tył zwrot” 🙂 Nasz organizm naprawdę chce dla nas zawsze jak najlepiej.
Dla mnie fizyczny i psychiczny komfort to także niespędzanie długich godzin w korkach. Korków szczerze nie cierpię. Dlatego drugim czynnikiem, który brałam pod uwagę była niezbyt duża odległość z domu do biura. (Dodatkowo ustaliłam godziny pracy na 10-18 i to też w dużym stopniu problem korków rozwiązuje). Mniejsza odległość pokonywana prawie codziennie na trasie dom- praca – dom to także wyraźnie niższe zużycie paliwa i mniejsze zanieczyszczenie powietrza. Biorąc pod uwagę ilość samochodów poruszających się po ulicach polskich miast, to naprawdę ma znaczenie. Ktoś może powiedzieć, że to hipokryzja – jak jesteś taka ekologiczna, przesiądź się na autobus lub tramwaj 😉 OK, wiem, mam jednak swoje argumenty przemawiająca za używaniem samochodu: problemy z zatokami (bardzo duża wrażliwość za zimno), przewożenie ważnych dokumentów oraz konieczność mobilności w sytuacjach, gdy muszę dojechać do klienta z siedzibą na obrzeżach miasta. Robię to, co mogę i na tyle, na ile mogę. Żadna ortodoksja nie jest dobra 🙂
2. Redukcja zużycia papieru
Moja działalność – prowadzenie kancelarii podatkowej – nieodłącznie kojarzy się z szafami wypełnionymi pękatymi segregatorami. Tak było kiedyś. Księgowość i podatki to akurat jedna z tych dziedzin, do których digitalizacja wkroczyła z wielkim impetem. Trochę „pomogło” nam w tym procesie Ministerstwo Finansów „zachęcając” do przesyłania raportów – czyli e- deklaracji i plików JPK – wyłącznie w formie elektronicznej. Ekologia przede wszystkim 😉 Obecnie nie jest też już konieczne dostarczanie faktur w formie papierowej, ponieważ coraz powszechniejsze są e-faktury. Naprawdę zauważam u siebie o wiele mniejsze zużycie papieru, niż było to jeszcze kilka lat temu. Udało się to osiągnąć m.in. takimi sposobami:
– drukowanie korespondencji i innych materiałów tylko, gdy jest to konieczne
– zainstalowanie na biurku drugiego monitora do przeglądania plików bez konieczności ich wydruku oraz bez konieczności ciągłego minimalizowania ekranu (naprawdę rewelacyjne rozwiązanie, polecam)
– drukowanie dwustronne
– używanie zadrukowanych kartek jako brudnopisu i do notatek
– wykupienie dostępu do specjalistycznej bazy wiedzy, w której znajdują się także fachowe komentarze do aktów prawnych i dzięki temu nie trzeba kupować papierowych książek
– wykonywanie skanów przesyłanej korespondencji papierowej zamiast ich kserokopii. (tylko proszę – róbcie back up + back up + back up)
– przesyłanie własnych faktur w formie elektronicznej oraz uzgodnienie z kontrahentami, że tylko w takiej formie chcemy otrzymywać faktury – przynajmniej się nie zgubią 😉
Zmniejszając zużycie papieru „automatycznie” redukujemy także inne artykuły biurowe związane z porządkowaniem i przechowywaniem dokumentów: plastikowe koszulki, segregatory, tonery do drukarek, tekturowe i plastikowe teczki, koperty, spinacze, zszywki. A propos zszywek – okazuje się, że nie są one już w ogóle potrzebne. Kupiłam sobie niedawno zszywasz bezzszywkowy, który łączy kartki tylko odpowiednio przekłuwając i zaginając górne rogi kartek. Polecam.
3. Rośliny, rośliny, rośliny
Nie lubię się powtarzać. Rośliny są piękne i tworzą zdrowy mikroklimat. W końcu w zielonym biurze musi być coś prawdziwie zielonego. Najlepiej jak najwięcej.
4. wyłączanie serwera na noc
W bardzo wielu firmach serwery pracują cały czas, nie są w ogóle wyłączane. Ma to swoje uwarunkowania – w nocy wykonują się kopie bezpieczeństwa i aktualizacje. Nie będę wchodzić w buty informatyków – jeżeli oni twierdzą, że w dużym przedsiębiorstwie jest to konieczne, to widocznie jest to konieczne. Ale czy w małych firmach te serwery naprawdę musza noc w noc pracować? Sama też mam serwer i pracuję na nim zdalnie, gdy danego dnia zrobię sobie home office. To wygodne rozwiązanie. Za wszystko jest jednak jakaś cena. Włączony non stop serwer odpowiedzialny jest za emisję większej ilości dwutlenku węgla niż przeciętnie używany samochód osobowy. Muszę też się przyznać, że dopóki moja ekologiczna świadomość nie była jeszcze zbytnio wyostrzona – zostawiałam ten włączony serwer po prostu z przyzwyczajenia lub z lenistwa. A przecież, jeżeli wiemy, że nikt nie będzie wieczorem, czy w weekend pracować – serwer też pracować nie musi. I znowu działa tu efekt skali – biorąc ilość tych pozostawionych w całej Polsce włączonych serwerów – to ma znaczenie. Do tego jeszcze – jeżeli serwer nie pracuje w nocy – nie emituje promieniowania elektromagnetycznego, promieniowanie nagromadzone w dzień opadnie przez noc, ew. zostanie przefiltrowane przez rośliny i kolejny dzień zaczniemy w czystej atmosferze. Jest jeszcze coś – oprócz aktualizacji systemu operacyjnego lub wykonujących się back upów w nocy na naszym serwerze lubi pracować ktoś jeszcze. A mianowicie hakerzy (zwłaszcza przy skonfigurowanym połączeniu zdalnego pulpitu). Wykorzystują brak czujności użytkownika, który sobie smacznie śpi. Nie ułatwiajmy im tego. Przy wyłączonym serwerze nic nie zrobią. A i dwutlenku węgla będzie mniej.
Pozostałe zasady prowadzenia zielonego biura są takie same jak w domu:
– dokładne segregowanie odpadów, a najlepiej świadoma redukcja ich ilości (picie filtrowanej wody z kranu zamiast kupowania plastikowych butelek, niezamawianie jedzenia na wynos w styropianowych pojemnikach, które – to tak na marginesie – w kontakcie z gorącą żywnością potrafią się z nią stopić)
– chodzenie po schodach zamiast korzystania z windy (przy okazji – nie ma lepszego ćwiczenia dla zdrowia i urody nóg niż schody. znowu dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu 😉 )
– używanie ekologicznych środków czystości
– nieprzegrzewanie biura zimą, zamykanie grzejników na weekend
– …
Jakoś tak w tym moim zielonym biurze po prostu jest mi lepiej 🙂