Nie jestem 100 % wegetarianką. Od czasu do czasu zjem mięso, ale dzieje się to jedynie okazjonalnie. Nie będę też nikogo kategorycznie przekonywać do całkowitej rezygnacji z mięsa, bo znam argumenty, które padają podczas takich dyskusji. Zdecydowanie najbardziej z nich podoba mi się ten: MIĘSO TRZEBA JEŚĆ. I na tym rozmowa się kończy. Owszem, mięso ma niekwestionowane zalety, takie jak dostarczanie ważnych składników odżywczych, przede wszystkim białka, żelaza i witaminy B12. Jedno jest jednak pewne – ludzie jedzą mięsa zdecydowanie za dużo.
Nie tylko nie jest to dla nich zdrowe, ale jest wręcz szkodliwe. Jestem doradcą podatkowym, a nie lekarzem ani dietetykiem, nie będę zatem przytaczać quasi – naukowych argumentów, ponieważ się na tym dobrze nie znam. Nie bez powodu jednak w piramidzie żywieniowej czerwone mięso znajduje się na samej górze, jako produkt, który powinno się spożywać jak najrzadziej. I nie bez powodu WHO umieściła wędliny na liście produktów o działaniu rakotwórczym.
Czasami mam wrażenie, że wybór mięsa to po prostu pójście na łatwiznę:
- mięso jest bardzo łatwo dostępne
- przygotowanie dania z mięsa wymaga bardzo mało inicjatywy
- mięso uzależnia. A dokładnie uzależnia smak umami, który pobudza ośrodek przyjemności w naszym mózgu
- mięso było kiedyś symbolem luksusu. I chyba gdzieś w podświadomości niektórym tak zostało. Obecnie dzięki masowej produkcji mięso jest tanie. O wiele za tanie biorąc pod uwagę ogrom cierpienia, który za tą masową produkcją stoi. Kto chce może zobaczyć #farmagedon ale osobom o słabych nerwach nie polecam
- z hodowli zwierząt rzeźnych i przemysłu mięsnego żyją w Polsce tysiące a na świecie miliony ludzi. To naprawdę wpływowa grupa. Dlatego też można się spotkać z wyrażaniem negatywnych opinii o wegetarianach i tzw. meat- reducers, jako o osobach nieszanujących tradycji. To absurd. Tak naprawdę chodzi tylko o obronę własnych interesów.
Niezmiernie ciekawe są socjologiczno- ekonomiczne uwarunkowania jedzenia mięsa. Mogę polecić tu książkę „Społeczeństwo bez mięsa” autorstwa Jarosława Urbańskiego. Warto się zapoznać.
A co mięso ma wspólnego z ekologią? Otóż bardzo, bardzo dużo.
Jedzenie mięsa przez ludzi to oczywiście wydłużenie łańcucha pokarmowego, ponieważ zwierzęta same musiały coś jeść, żeby urosnąć. Dlatego 1/3 ziemi uprawnej na świecie wykorzystywana jest do hodowli zwierząt – na uprawę roślin paszowych oraz na pastwiska. Jeżeli chodzi o ekologiczny aspekt, zdecydowanie najgorsza jest wołowina. Wytworzenie kilograma wołowiny to tona dwutlenku węgla w powietrzu. Nie wszyscy też wiedzą, że krowy emitują więcej gazów cieplarnianych niż transport. Do tego dochodzą zanieczyszczenia związane z transportem mięsa, jego przechowywaniem i przyrządzaniem. Zapytałam kiedyś mojego znajomego, dlaczego, skoro już je wołowinę, musi być ona koniecznie argentyńska (czyli, owszem, najlepsza na świecie, ale także bardzo obciążająca dla środowiska, zwłaszcza dla południowoamerykańskich lasów, które są masowo wycinane na potrzeby hodowli bydła). Odpowiedź brzmiała: Bo lubię 🙂 Taka odpowiedź dość dobrze pokazuje postawę ludzi, dla których poza zaspokojeniem własnych potrzeb niewiele się liczy…
Wiem, że nie zdołam przekonać wszystkich do wegetarianizmu. Nie mam wcale takiego zamiaru. Zresztą, tak jak wspomniałam, sama się od tej zasady od czasu do czasu wyłamuję. Mając jednak na uwadze humanitaryzm wobec zwierząt oraz dobrostan naszej planety można przynajmniej to spożycie mięsa ograniczyć. Dlatego całą sobą popieram takie akcje, jakie na początku listopada 2017 zainicjował Paul McCartney wraz ze swoimi córkami:
One day a week. Meat free monday.
Jeżeli w naszej tradycji ktoś woli pozostać przy bezmięsnych piątkach – proszę bardzo, niech będzie meat free friday, pamiętając oczywiście, że ryba to też mięso. Naprawdę nawet jeden dzień w diecie każdego człowieka robi różnicę dla środowiska. A ludziom na pewno też wyjdzie to na zdrowie.
Na koniec muszę jeszcze wtrącić zawodową dygresję. Czytając artykuł o najbardziej absurdalnych podatkach na świecie, dowiedziałam się, że władze Belgii, a dokładnie Walonii nałożyły podatek w wysokości 20 EUR od rozpalenia grilla. To jeden ze sposobów na walkę z globalnym ociepleniem. Co ciekawe – obowiązek jest egzekwowany przy pomocy krążących dronów. Pomysł może wydawać się inwigilujący i restrykcyjny, mimo to jest to chyba jedyne zaostrzenie systemu podatkowego, które popieram 😉
Piramida żywieniowa WHO jest piramidą chorobotwórczą, o czym świadczy właśnie postawienie mięsa na jej „szczycie”, zaś produktów mącznych u jej podstawy. W jednym swoim wpisie napisałaś, że człowiek jest z biologicznego punktu widzenia ssakiem, a co za tym idzie, należy do Przyrody. Tym samym podlega jej prawom. A po zapoznaniu się z budową ludzkiego ciała, z jego fizjonomią, anatomią widać jak na dłoni, że who-wska piramida żywienia jest szkodliwa. Według mnie, jeśli ktoś chce się cieszyć zdrowiem to tym zdrowiem powinien się zainteresować i poznać przede wszystkim swoje ciało. Nie czerpać wiedzy od lekarzy (którzy znają się głównie na leczeniu chorób), lecz z podręczników od biologii. Spożywanie mięsa jest potrzebne dla zachowania zdrowia i żadne sponsorowane badania medyczne tego nie zmienią.
PolubieniePolubienie
Z tym, że każdy powinien słuchać swojego organizmu – zgadzam się akurat w 100 %. Mnie samej nie udało się wyeliminować mięsa całkowicie, ale naprawdę bardzo, bardzo je ograniczyłam. Zgadzam się też z tym, że ludzie mają różne zapotrzebowanie i drobna kobieta, wykonująca pracę biurową ma inne zapotrzebowanie energetyczne niż fizycznie pracujący mężczyzna. Ciekawa jest też koncepcja o odżywianiu zgodnie z grupą krwi. Ja mam A i to są akurat urodzeni wegetarianie. I ja naprawdę instynktownie czuję, że tak jest. Za to osoby z grupą krwi 0 to „myśliwi” – to np, mój brat i mój tata. Też toczę z nimi zacięte spory o konieczności jedzenia mięsa przez człowieka 😉 Nie jestem radykałem i nie będę nikogo oceniać przez pryzmat tego, czy je mięso, czy nie. Np. Hitler nie jadł mięsa i uważam, że w tym miejscu dyskusje o „byciu dobrym człowiekiem” mogą zostać ucięte w jednej sekundzie. Ale już np. takie inicjatywy, jak zastanowienie się nad tym, co jemy (także w aspekcie ekologicznym), ograniczenie przynajmniej wołowiny – uważam, że są super. Naprawdę nikomu nie stanie się krzywda – w tym zdrowotna – jeżeli przez 1 lub 2 dni w tygodniu tego mięsa sobie odmówi. Nawet jeżeli lubi 🙂
PolubieniePolubienie
Do mnie koncepcja żywienia się wg grup krwi nie przemawia i uważam ją za szkodliwą w dłuższym wymiarze czasu. A to z tego powodu, że oparta jest ona o tolerancję lektyn pokarmowych, które dostają się do krwiobiegu przez dziurawy układ pokarmowy, co samo w sobie jest zjawiskiem negatywnym, bo lektyny powinny zostać strawione lub przynajmniej wydalone, a jelita powinny być szczelne. Układ odpornościowy albo atakuje z miejsca lektyny (pokarmy niezgodne z grupą krwi), albo puszcza je w „teren” (pokarmy zgodne z grupą krwi). Problem w tym, że lektyny zawierają w sobie obcy materiał genetyczny. Co się dzieje z tymi „przyjaznymi” lektynami? O tym mało kto mówi. A potem nie wiadomo skąd pojawiają się choroby z „autoagresji”. 🙂
Koniec wykładu! Mam nadzieję, że nie zanudziłem moim „tonem głosu”. 🙂
A wracając do mięsa – dyskusje były, są i będą. Wiem też, że nie da się zmienić budowy ludzkiego organizmu ze wszystkożercy na roślinożercę oraz nie da się zmienić fanatyków wege, z którymi wszelka dyskusja to strata czasu. Ale to dotyczy wszystkich fanatycznych radykałów. 😉
Kupowanie wołowiny z Argentyny to dla mnie gruba przesada. Bez względu czy chodzi o bycie eko, czy też nie. 🙂
PolubieniePolubienie
no dyskusji na pewno nie da się uniknąć. Zobaczymy, w jakim kierunku pójdzie konsumpcja mięsa za 10-20 lat. Bardzo jestem ciekawa!
PolubieniePolubienie