My, xenialsi – gdzie jesteśmy?

Należę  chyba do  pokolenia X. Mieszczę się w górnych granicach tego przedziału wiekowego, nie załapałam się do pokolenia Y czyli tzw. milenialsów.  Napisałam chyba, bo wydaje mi się, że ta granica jest jednak płynna, mam mimo wszystko więcej wspólnego z osobami urodzonymi w późniejszych latach 80-tych niż X-ami, które przyszły na świat pod koniec lat 60-tych.  Dlatego bardzo podoba mi się określenie „xenialsi”, czyli pasujące do właśnie takich hybrydowych osobników jak ja 🙂

Cechami, które przypisuje się pokoleniu X są:

– dorastanie w zmieniającym się świecie przełomu gospodarczego i w związku z tym konieczność zmierzenia się z wieloma znakami zapytania, dotyczącymi wszystkich dziedzin życia
– udowadnianie (sobie i innym) swojej wartości
– szukanie swojego miejsca w świecie i – jeżeli trzeba – walka o nie
– częste przedkładanie obowiązków zawodowych nad odpoczynek

A co nas, xenialsów, różni od typowego Xa? Chyba to, że mieliśmy jeszcze trudniej niż oni! Bo Xy pozajmowały nam najlepsze miejsca, które w dobie transformacji można było objąć.  A ponieważ wstępując na te dobre stanowiska byli bardzo młodzi  – trzymali się na nich mocno (wielu z nich do tej pory się trzyma) i nie zamierzali z nich ustąpić.  Czuliśmy, że coś jest nie tak, że te wymagania są za wysokie, a droga do góry już mocno ograniczona. Jednocześnie jednak, gdy mieliśmy 25 lat,  nikt jeszcze o takich milenialsowych fanaberiach jak zarabianie pieniędzy na realizację własnych pasji zamiast na dom z ogrodem  w zasadzie nie słyszał.

Oj, znam to. Znam tę motywację oraz włożenie naprawdę dużego i systematycznego wysiłku, aby coś osiągnąć. Żeby zostać tzw. „kimś”. Teraz mnie to śmieszy, bo wiem, że kimś byłam już w momencie, w którym się urodziłam. Samo nasze przyjście na świat wystarcza do nadania podmiotowości – każdy jest kimś. Wcześniej myślałam, że aby zostać kimś muszę się nieźle postarać. Wszystko własnymi siłami. Będę taka self made woman. Zosia – samosia.

I niby wszystko jakoś się udało, choć nie było całkiem łatwo. Mam dobry, wolny zawód, którego wykonywanie daje mi satysfakcję. Coś wiem, coś potrafię. Mogę spokojnie żyć i bez większego bólu spłacać moje zobowiązania. Mogę pozwolić sobie na przyjemności.

Aż tu nagle:

„W życia wędrówce, na połowie czasu
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu”
Dante Alighieri. Boska Komedia. tłum. E. Porębowicz

Brzmi znajomo? Te słowa powstały na początku XIV w., czyli na pograniczu mrocznego średniowiecza i rodzącego się dopiero renesansu, ale są uniwersalne. Pokazują, że mimo gigantycznej przepaści naukowej i technologicznej pomiędzy XIV a XXI wiekiem, człowiek nie zmienił się aż tak bardzo.

Słowa pana Dantego dość dobrze obrazują zwątpienie, które w pewnym momencie życia dopada zarówno kobiety jak i mężczyzn. (Raczej panu Dantemu kryzys wieku średniego też nie został zaoszczędzony, skoro coś takiego napisał). Czyli zwątpienie w to, co tak intensywnie było nam wpajane, w co całe życie wierzyliśmy, do czego tak mocno dążyliśmy. W końcu jesteśmy w miejscu, w którym chcieliśmy być. Mamy pozycję zawodową, której pewnie niektórzy nam zazdroszczą. Większości z naszego pokolenia X udało się założyć rodziny. Niby wszystko jest, niby wszystko mamy.

Tylko … skoro wszystko mamy, to … czego brakuje?

Parafrazując klasyka – jak to nasze życie nas zachwyca, skoro nie zachwyca? 😉

Myślę, że troszkę daliśmy się uwieść blichtrowi tego świata. Chyba udało się nam wmówić, że sukces odnosi się przede wszystkim w wymiarze finansowym, że synonimem sukcesu jest nowe Audi, czy też egzotyczne wakacje z rodziną co rok lub jeszcze lepiej częściej. Pod warunkiem, że nie będzie to jakaś tam Chorwacja. Patrząc na takich ludzi mówimy: O tak, im się udało, odnieśli sukces.

Myślimy sobie, że jeżeli też chcemy stać się tacy jak ci, których podziwiamy, to potrzebujemy kolejnych symboli statusu i dlatego koniecznie musimy wymienić nasz iPhone7 na iPhone8. I rzeczywiście może się komuś tak wydawać, że rzeczą której najbardziej pragnie na dany moment jest ten nowy model iPhone’a. Ktoś rzeczywiście może tak to odczuwać. Aż do momentu, gdy odczuje kolejną potrzebę…

Biorąc jednak pod uwagę to, że człowiek nie zmienił się aż tak bardzo od XIV w. – jego potrzeby też będą bardziej uniwersalne. Dlatego – przynajmniej w moim odczuciu – o wiele bardziej niż nowego iPhone’a wszyscy pragniemy tego samego: DOBRA, PRAWDY i PIĘKNA.

Pragniemy dobra, bo nie chcemy, aby ktoś krzywdził nas lub naszych bliskich. Nie chcemy też krzywdzić innych, bo wtedy tak naprawdę wyrządzamy krzywdę sobie – według zasady, że nasze uczynki do nas wracają. Te dobre i te złe.

Naprawdę wierzę, że w każdym człowieku głęboko w środku drzemią jednak te dobre pierwiastki. Czasami ktoś się pogubi i zdaje się wtedy postępować według zasady: jak się nie będą Ciebie bali, to się będą z Ciebie śmiali. Takie postępowanie wynika niestety często z niskiego poczucia własnej wartości. Argumentem, który używany jest przez takie osoby w sytuacji, gdy coś wymyka się im spod kontroli, jest po prostu siła.
Absolutnie nie zgadzam się z tym, że ktoś powinien się kogoś bać. Dziecko nie musi się bać rodziców, uczeń nie musi się bać nauczyciela, pracownik nie musi się bać pracodawcy, żona nie musi się bać męża, czy też mąż nie musi się bać żony. To, że się kogoś nie boimy nie oznacza bynajmniej braku szacunku. To dwie, zupełnie różne sprawy.

Pragniemy prawdy, bo … żyjemy w epoce post prawdy. Tzw. fake news stał się zupełnie normalnym elementem naszej codzienności. Coś jest chyba nie w porządku, skoro można bezkarnie kłamać, szkalować kogoś czy hejtować w Internecie. Marzy mi się świat ludzi, „co mają tak za tak, nie za nie. bez światło- cienia”, ale nie jestem pewna, czy nie jestem jednak zbyt dużą idealistką 😉

Myślę też, że tak bardzo pragniemy prawdy, bo tęsknimy za autentycznością. Świat jest plastikowy i błyszczący, ale gdy mu się dokładnie przyjrzeć, okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci.

Co więcej – także sami chcemy móc pozwolić sobie na autentyczność. Wymagania jakie naszym rocznikom zostały postawione były naprawdę niebotycznie wysokie. Mamy być idealnie zorganizowani, bezbłędni, piękni, zdrowi, wykształceni, odpowiedzialni za rodziny i za kraj, moralnie nieskazitelni itd. I my nawet bardzo staraliśmy się tacy być. Może małe sprostowanie – bardzo chcieliśmy sprawiać wrażenie, że tacy jesteśmy. Tylko że jesteśmy tym udawaniem (?) już po prostu … zmęczeni? Bo nobody is perfect. I chcielibyśmy w końcu być takimi, jakimi jesteśmy naprawdę. Bo to żadna ujma, jeżeli na tym wypolerowanym wizerunku pojawi się czasem jakaś rysa. Bo chcemy móc sobie czasem wieczorem powiedzieć – hello, nie musisz. Nie musisz tyle pracować, nie musisz wyglądać jak pani z telewizji, nie musisz mieć tego czy owego. Bo chcielibyśmy żyć wolniej i normalniej.

I wreszcie pragniemy piękna, bo piękno oddziałuje na nasze zmysły i w pięknym otoczeniu jesteśmy po prostu szczęśliwi. Piękna pragniemy w wymiarze oczywiście wizualnym, ale także w tym duchowym. I chyba wracamy tu w zasadzie do … dobra…
Nie mam monopolu na głoszenie prawdy objawionej. Sama jej nie znam. Nie wiem, co ja powinnam i co wszyscy powinniśmy zrobić, aby to dobro, prawda i piękno na stałe zagościły w naszym życiu. Na pewno jakimś rozwiązaniem jest nieustanne poszerzanie świadomości i budowanie wspólnoty wartości. To ostatnie rozumiem jako sprzeciwianie się światu opartemu na fake newsach oraz przestrzeganie zasad etycznych – nie kradnij, nie kłam, nie oszukuj, szanuj drugiego człowieka, szanuj swoje otoczenie (czyli także, a może przede wszystkim przyrodę) i szanuj siebie. Ale czy to wystarczy? Nie wiem. Może potrzeba zrobić coś jeszcze.

Przysięgam, że wymieniłam te wartości: DOBRO, PRAWDA i  PIĘKNO, bo wypłynęły mi one prosto z serca. Tak, zdecydowanie jest to to, czego potrzebujemy. Nie tylko xenialsi. Wszyscy. Dopiero potem pokapowałam się, że jest to tzw. triada platońska, tzn. już Platon wymienił te idee jako naczelne i najdoskonalsze. Nie żebym była tak genialna jak Platon, bez przesady 😉 😉 😉 nie jestem aż taką uzurpatorką. Na pewno uczyłam się o tej triadzie na którymś ze szczebli edukacji, musiałam słyszeć o tym „zestawie” i mój mózg miał to gdzieś głęboko zakopane, a teraz sobie przypomniał. Najwidoczniej jednak było to tak dawno, że zapomniałam, że Platon stworzył ten kanon jako pierwszy. A raczej nie stworzył tylko nazwał. No właśnie … a kto stworzył? O Tym, kto jest źródłem wszelkiego dobra, prawdy i piękna jest mowa nawet w preambule naszej Konstytucji…  (A ta cały czas obowiązuje, choć co poniektórzy zdają się o tym niestety zapominać)

Chyba jest jednak coś, a raczej Ktoś, kogo wszyscy potrzebujemy o wiele, wiele bardziej niż nowego iPhona. W tym zagubionym, zmierzającym do samozagłady świecie, bo za mocno uwierzyliśmy w cywilizację i własną nieomylność.

Ja sama bardzo długo należałam do tych wątpiących. Naprawdę.

12 myśli na temat “My, xenialsi – gdzie jesteśmy?”

  1. Określenia takie jak pokolenie “a”, “b” czy “c” powstały z myślą o marketingu czy socjologii. Tyle, że wedle mojej skromnej osoby to daleko idące uproszczenia. Osoba urodzona dajmy na to w połowie minionego stulecia w kraju, w Stanach czy a w Japonii to zupełnie inne osoby.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Mądre książki o marketingu pisano lata temu. Większość z nich powstala w świecie zachodnim który nie brał pod uwagę innych kręgów kultorowych. W końcu mieliśmy żelazną kurtynę dzielącą zachód od układu warszawskiego. W Afryce trwał proces formowania państw powstałych w efekcierozpadu dawnych imperiów. Azja była sporą zagadką dla badaczy procesów.

        Polubienie

      2. No tak, zwłaszcza w Stanach, w latach 50-tych, gdy stwierdzono, że przedsiębiorstwa mogą więcej wyprodukować, niż ludzie potrzebują. Marketing skutecznie „rozwiązał” ten problem. A jak to się ma do pokoleń X, Y, Z? Pewnie jest coś na rzeczy. Jak się komuś inputuje, że powinien mieć określony zestaw cech, to w końcu taki ma 🙂 O Afryce i Azji mam tak minimalne pojęcie, że naprawdę nie potrafię nic powiedzieć 🙂

        Polubione przez 1 osoba

  2. Choć używam internetu od dawna i coś tam w nim robię to powiem, że na internecie się nie znam. Moje profile na szocial mediach zapadły się pod własnym ciężarem. Za pisanie bloga zabierałem się kilka razy. Nawet miałem kilka artykułów w wordzie. Rozważałem wszelkie za i przeciew. Stwierdziłem, że to totalnie bez sensu. Nie potrafię sobie wyobrazić wirtualnego odbiorcy do którego zaadresuję swoje wypowiedzi. Poza tym treści w inernetach przebywa w ogromnym tempie. Szanse na zbudowanie czegoś co ma sensowną ilość odwiedzin, trakcję użytkowników, jakąś ilość komentujących są porównywalne do wygranej w totolotka, a pewnie i jeszcze mniejsze.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Poruszyłeś tu bardzo ciekawą kwestię – po co tak w zasadzie prowadzić bloga. Mnie też kilka osób pytało – a co ja z tego mam albo – oczywiście – czy na tym zarabiam. Odpowiedź brzmi nic nie mam w sensie materialnym i nie zarobiłam ani złotówki. Wydaje mi się jednak, że blog może być dzięki wypisaniu bardzo fajną formą ekspresji. Przede wszystkim naprawdę można tutaj być sobą – no przynajmniej powinno się, tak uważam. Sam jesteś driverem tego bloga, masz pełne pole do kreacji treści jakich chcesz. No wiadomo- nie można zagalopować się za daleko i nikogo obrażać. (Ja nie mam na pewno zapędów faszystowskich, pedofilskich, antysemickich itd., itp. , dlatego tego typu ograniczenia kompletnie mi nie przeszkadzają, nawet je popieram). Ja zaczęłam pisać bloga, bo szukałam odskoczni od pracy. Robię w podatkach i miałam taki moment, że dość mocno się tymi podatkami „zwymiotowałam”. Przede wszystkim wydawało mi się, że jedyną informacją, jaką ludzie chcą ode mnie to to, czy jakieś zdarzenie jest opodatkowane VATem 😦 A przecież jestem czymś więcej niż tym pieprzonym VATem ;-)) i naprawdę mam coś więcej do powiedzenia 🙂 Blog daje pole do wyrażania siebie i to mi się podoba. Czasami można spotkać też kogoś inteligentnego, kto myśli podobnie jak Ty i to jest fajne 🙂 Prowadzenie bloga w naprawdę profesjonalnej formie czy nawet uczynienie z tego sposobu na życie – w zasadzie nigdy mnie nie interesowało. Poza tym – odkąd piszę bloga, również pisanie opinii podatkowych znowu sprawia mi przyjemność 🙂 Pozwoliło to złapać dystans – idąc na spacer raczej obmyślam sobie, o czym mogłabym tu napisać, zamiast o tym, jak coś będzie opodatkowane ;-))))))

      Polubione przez 1 osoba

  3. Wyczytałem dziś ciekawy fakt naukowy, mózgi naszych przodków z przed 3000 lat były większe gdyż musieli sami dbać o wiele spraw. Obecnie jesteśmy na początku prawdopodobnie kolejnego etapu kurczenia się mózgu a to przez internet i większą specjalizację. Tak więc pytanie czy należy gloryfikować postęp? A może geny sprzed 3000 lat powrócą właśnie dzięki postępowi?
    Oby. Pozdrawiam
    Ps.: Czytałem usypiając i chyba wszystko do mnie nie dotarło a może to przez przodków…

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz